poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Chapter 3| Rękawiczka

 
Z dedykacją dla tych, którzy to czytają.

"Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, 
gdy zrozumieliśmy, że one są w nas"

  Kiedy słońce chowa się za horyzont, a noc otula swoją samotność, chowamy głowy w miękkie poduszki i pogrążamy się w swoich myślach, marzeniach, planach. Często zastanawiając się co kryje się w kącie pokoju. Czy jakaś potworna kreatura nie chowa się w ciemności? Potwór, którym nas straszono w dzieciństwie? Czy to możliwe, że w tym momencie chowa się pod łóżkiem? 
   Jesteśmy bezbronni. Wyobraźnia wygrała. 
   Lecz czym był by człowiek bez wyobraźni? Straconym człowiekiem. Trudno jest to przyznać, ale jeśli nie posiadam wyobraźni, tak na prawdę nie żyję. Nie potrafię. Ci silni, powinni chronić tych słabszych. Ludzie, którzy mają kruche serca, bujną oraz straszną wyobraźnię i nic więcej, najczęściej zakładają maskę, tylko po to by nie być już sobą.

POWINNIŚMY.

  Więc dlaczego tego nie robimy? Nie pomagamy. Często nasz egoizm się powiększa do maximum i nic nie jest w stanie uratować innych. Ci słabsi, natomiast często nie dziękują. Boją się znowu swojej kruchej strony. To maska im na to nie pozwala. Egoizm ludzi doprowadza do tego, że za niedługo już nikt nie będzie bezpieczny. Nikt.

- I co było dalej?
   Kolejne pytanie wypada z ust Mii  bardzo szybko. Opowiadać jej historię, to jak kroczyć pustynią zguby, na którą posyła mnie właśnie p r z y j a c i ó ł k a. Opowiadać historię jest łatwiej pięciolatce, gdyż ona by nie przeszkadzała. Często wyobrażam sobie Mie, jako małą dziewczynkę z gniazdem na głowie, która planuje dowiedzieć się jakim cudem jej ciocia przyjechała i zatrzymała się u niej w domu. 
   Popijając kawę znów westchnęłam. Ostatnio robię to tak często jak wzdryganie ramionami obojętności. 
   - A dasz mi w końcu dokończyć? 
   Jestem dość nie cierpliwą osobą, a moja przyjaciółka doskonale o tym wie. Zawsze udaje głupią i nie wie o co chodzi. Ostatnio widać, że tego nie robi. Co ją zmienia? 
   Delikatnie skinęła głową, abym kontynuowała. 

   Kolejna łza spłynęła po moim czerwonym policzku. Wyszedł w nocy po naszej kłótni, a ja jeszcze nie zasnęłam. Nie mogła. Czekałam na niego, a zarazem obwiniałam się o to, co się stało. Wiedziałam, że go sprowokowałam, ale to on mnie uderzył. Pierwszy i ostatni raz. 
   Po nie przespanej nocy, zrobiłam kawę, by podtrzymać się na nogach. Miałam wielką nadzieję, że Mike za niedługo wróci. A jak to mówią; "Hope dies last*". Kiedy już miałam wychodzić zadzwonił dzwonek do drzwi. Mike nie wziął kluczy? Proszę powiedźcie, że tak. Modliłam się o to, by za drzwiami stał mój ukochany. Cały i zdrowy. 
   Zawiodłam się i na sobie, i na nim. 
   Za drzwiami stało dwóch umundurowanych panów. Policjanci. Wtedy dowiedziałam się, że Mike miał wypadek. W środku nocy wjechał w drzewo. Nie przeżył. 

- Koloryzujesz tą historię słowami.- Po jej policzku poleciała jedna samotna łza- Nie rób tak więcej, okey? 
   Nie wiedziałam, że moje słowa mogą, aż tak dotknąć Mie. Może powinnam napisać książkę? W sumie to nie głupi pomysł. Chociaż nie miała bym raczej dobrej historii, by się wybić, a nadzieja matką głupich.

   Po raz drugi usłyszałam ten głos zimowego wieczoru w Sztokholmie. 
   Weszłam na zbocze miejskiego cmentarza, które pokrywała cienka warstwa śniegu. Zbliżał się koniec bożonarodzeniowych dni. W ten okres nie wyjechałam spotkać się z ojcem. Świętowałam z Mią i jej rodziną. Na drodze nie było żadnej żywej duszy, nie licząc ptaków, fruwających teraz na ciemniejącym niebie.
   Wiedziałam, że cmentarz jest w tej chwili zamknięty, lecz lubiłam siedzieć na murze i słuchać muzyki, które oddawały mój dzisiejszy humor. Nie przychodziłam tu nałogowo, codziennie. W tym magicznym miejscu jest drugi raz od miesiąca. Oparta o murek, sunęłam sny na jawie, patrząc na widoczną w oddali górkę. W pewnym momencie do moich uszu dobiegł znajomy dźwięk. Wysokie, smętne tonacje rozbrzmiewały w moich uszach. Kobieta. Nigdy nie sądziła, że usłyszę ten piękny głos po raz drugi. Każdy może się pomylić.
   Zafascynowana wstałam, wytężając przy tym słuch. Kobiecy głos faktycznie dobiegał zza bram zamkniętego cmentarza. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, kiedy usłyszałam poszczególne słowa.

Sun was hiding into the clouds
Black birds flew over the graveyard
I was feeling half dead inside
Without knowing you were half alive...

    - O co tu chodzi?- zapytałam na głos, żeby dodać sobie odwagi. 
    Posępna ballada naglę się urwała, jakby tajemnicza śpiewaczka wyczuwała moją obecność. 
    - Jest tam kto? 
  Cisza. 
  Zaintrygowana myślałam, że to może jakieś dziecko zgubiło się i próbowało w ten sposób przywołać kogoś, kto pomógł by mu wyjść. Moja teoria jednak nie była słuszna. Postanowiłam wrócić spokojnie do domu i przemyśleć to, co się właśnie stało w ciepłym łóżku. 
   Idąc jednak nic nie dawało mi spokoju. Na śniegu leżała fioletowa rękawiczka. Podniosłam ją i schowałam do kieszeni. Może to poszlaka by odnaleźć nieznajomą?

~.~
   Od autorki: Oto kolejny rozdział. Dziękuję osobą, które skomentowały poprzedni rozdział. Wiele to dla mnie znaczy. Dziś nie mam weny na notatkę... Do następnego!

2 komentarze: