poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter 1| Płomień

5 komentarzy:

Dolina Zguby, Francja, listopad 1569
* Charlie przebywał z młodą wieśniaczką na porośniętych trawą brzegach Lodary, gdy nagle zaczęła się burza, i pozbawiony wałacha, którego puścił wolno na łąkę, musiał wracać pieszo do zamku. Zerwawszy z trzewika srebrną klamrę, położył ją na dłoni dziewczyny i chwilę patrzył jak ta zmyka, w spódnicy utytłanej błotem. Potem naciągną buty i ruszył do domu. 
   Ulewa zakryła ciemniejszy pejzaż wsi wokół Chateau de Langeais. Charlie żwawo przeskakiwał zapadnięte pod ziemię cmentarne groby. Nawet w najgęstszej mgle umiał trafić sam do domu, bez lęków i obaw. Tego wieczoru mgła nie zaległa, ale mrok i zacinający deszcz były wystarczająco zwodnicze. Spostrzegłszy kątem oka jakiś ruch, Charlie prędko spojrzał w lewo i uległ wrażeniu, że wielki potwór wieńczący pobliski nagrobek podnosi się z miejsca. Ni to kamienny, ni marmurowy, chłopak olbrzym był obnażony do pasa, z gołymi stopami, w opadających na biodra portkach. 
   Zeskoczył z grobu na ziemię; jego czarne włosy ociekały krwią, a zarazem deszczem. Ciecz spływała mu po twarzy, śniadej jak u Hiszpana. Charlie dotkną swojej rękojeści miecza. 
- Coś ty za jeden? 
    Na twarzy potwora odmalował się uśmiech. 
 - Nie igraj z księciem de Langeais - Ostrzegł go Charlie, na co ten się zaśmiał - Pytałem, coś ty za jeden? Odpowiadaj. 
 - Księciem? - Blizna na twarzy chłopaka naglę znikła - Czy bękartem? 
    Jego głośny śmiech uderzał ze zdwojoną siłą w stare drzewa. 
 - Nie stary książę był twoim ojcem. - Na twarzy Charliego pojawiło się zmieszanie. Przecież wiedział, że to on jest księciem po swym ojcu i nikt nie wmówi mu czegoś innego. Charlie zagrzmiał gniewnie i zlekceważył uwagę. 
 - A twój rodzic?* 
 - Pomiot Szatana. 
   Śmiech rozniósł się na wszystkie strony świata. Rogi wpięte w łeb potwora zaczęły się kurczyć, a żółte zęby zrobiły się jak kły wampira. W jednej chwili Charlie mógł zobaczyć tylko ciemność, gdyż długie zębiska potwora wbiły się w kruchą czaszkę księcia.



Nowy York,  Ameryka, listopad 2015

Kolejna łza spływa po moim czerwonym policzku. Opadam przy wszystkich na kolana z bezradności. Kolejna osoba opuszcza moje marne życie. Osoba, którą kochałam nad życie. Myślę, że zakończenie życia było by sensowne. Tylko po co mam to robić? Może ta zmiana była potrzebna nam wszystkim? Wszystkim, tylko nie mi.  Mike nie był wyjątkowy, ale był mój. Tylko mój. I nikogo więcej.
   Minęły może dwa dni od wypadku, w którym zginał, ale ja tęsknię jak nikt inny. Tęsknie za jego pocałunkami, silnymi ramionami. Ja marzę o nim całym. Chciałabym zobaczyć go jeszcze raz.

 Ten ostatni raz...

   Ze spuszczoną głową wchodzę do łazienki. Opieram się rękami o umywalkę i lekko podnoszę głowę. Wyglądam jak demon albo co gorsza jakaś postać z horroru, typu Krwawa Mery. Czarne smugi rozciągają się typowo od oczu do ust, rozczochrane włosy i napuchnięte czekoladowe oczy. Jednym słowem koszmar.
   Przemyłam twarz zimną wodą i zeszłam cicho po schodach. Nie chcę by ktoś mnie zauważył, by widział to w jakim jestem stanie. Szybko drepczę do kuchni. Chwytam butelkę wody, robię kanapkę z ogórkiem i wyciągam talerz. Gdy wkładam pajdę chleba na podaną wcześniej rzecz do kuchni wchodzi moja matka. Od wypadku mojego ukochanego mieszka ze mną, choć to totalnie głupie myśli, że mogę coś sobie zrobić.
 - Twój płacz go nie ożywi.- mruczy bezgłośnie, lecz ja słyszę to i podnoszę głowę.
   Spoglądam na nią, lecz coś przykuwa moją uwagę. Na parapecie stało kiedyś zdjęcie.
Moje i Mike'a.
A teraz jest tam tylko jakiś sztuczny kwiatek. SZTUCZNY KWIATEK?! W oczach stanęły mi łzy. Matka posunęła się do tego, by wyrzucić nasze wspólne zdjęcia? Jego zdjęcia.  Pamiątki po nim to jedyne co mi zostało... To mój dom i będzie tu tak jak ja chcę, żeby było. Mam dość jej gęby w mieszkaniu, które kupił Mike.
 - Gdzie są zdjęcia?- Mrużę oczy.
   Nic nie odpowiada. Cichy szelest papierków dobiega do moich uszu. Odezwij się. No dalej.
 - Wyjdź z tego domu.
Odwraca głowę w moją stronę. Co teraz usłyszałaś? Kiwa przecząca głową i znowu się odwraca.
 - Masz wyjść.
Mruży oczy i ściąga brwi. Chwyta torebkę i wychodzi. Biorę do ręki butelkę i talerz. Kieruję się do salonu i siadam na kanapę. Zaczynam pochłaniać jedzenie patrząc w czarny ekran telewizora. Będzie ciężko. Wszytko przypomina jego, a nie powinno. Myślę nad wyprowadzeniem się. W końcu nie chcę zapomnieć, lecz odstawić go na drugi plan, a wyprowadzka umożliwi mi ten ważny krok. Teraz, gdy pozbyłam się mojej macochy mogę spokojnie spakować ubrania i wyjechać zostawiają po sobie, przykładowo list. Chociaż to.

Będziesz tego żałowała. 

   Po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, czyli trzech walizek wyładowanych po brzegi, wpakowałam je do samochodu i ruszyłam. Nigdy nie byłam dobrym kierowcą, a teraz trzeba było wytrwać dobre kilka godzin w nie krótkiej podróży. Nie wiem gdzie pojadę. Na razie to gdzie się wybiorę jest dla mnie totalną zagadką. To czy w ogóle będę w stanie pojechać dwie godziny czy dziesięć też zaważy nad moją decyzją.
   Ostatecznie kieruję się do miasta *Västerås, które położone jest niedaleko Sztokholmu. Piękne klimaty mają wartość historyczną.  Zawsze byłam dobra z tego przedmiotu jakim była "Historia i Społeczeństwo". W podstawówce miałam najwyższą ocenę w klasie jaką jest szóstka, a wychowawczyni była historyczką, więc bardzo się jej to podobało. Lubiła jeździć ze mną na różnego rodzaju konkursy i festiwale historyczne. Wtedy poznawałam też Mike, który z taką samą pasją podziwiał przyrodę. Oba te związki jakoś nakierowywały się na siebie i pomagały nam być blisko, lecz wszystko gaśnie jak płomień z zapalniczki czy zapałki...


Kieruję się na zatłoczałe lotnisko.

***
 *...* - "Z pisane" i poprawione na moją historię z książki "Szeptem. Po prostu musiałam :D 
* Västerås - Miasto w Szwecji 

Witajcie w tej piękny dzień, gdy mogę wam powiedzieć: BLOG JEST OTWARTY :3 
Mam parę rozdziałów w zapasie, więc jak na razie nie śpieszę się z pisaniem. Jak wiedzie są wakacje i każdy gdzieś wyjeżdża. Ja niestety też, lecz postaram dodawać się rozdziały i wtedy kiedy mnie nie będzie. Mam nadzieje, że ten pierwszy Chapter przypadł wam do gustu i spotkamy się jeszcze na tym blogu! :3 Wiem też ten ten rozdzialik jest króciutki, ale nic na to nie poradzę. Akcja na pewno rozkręci się za kilka rozdziałów.
Jeśli to przeczytałeś pozostaw po sobie malutką kropeczkę. 
Wiele to dla mnie, a dla Ciebie to tylko chwilka :3

środa, 22 lipca 2015

Joł.

3 komentarze:
  

No, dżem dobry! A więc nie wiem co ja robię, ale postanowiłam stworzyć "już" drugiego bloga. W tym sęk, że nie jest on o Violettcie :* Moja piękna (nie skończona xD) historyjka, jest moim wspaniałym wymysłem wyobraźni. (Wyczuj ten sarkazm =)) Noo... Zacznę historyjkę, żeby was pomęczyć, tak jakoś za... niech będzie parę dni (nie mogę się powstrzymać (xD)) Może komuś się będzie podobało i zostanie tu ze mną na dłużej? Więc, na razie przestaje paplać jak idiotka do samej siebie. 

Do zobaczenia :33